niedziela, 30 listopada 2014

Zdjęciowy bonus

Kochani!

Nie jesteśmy głuche na Wasze apele o większą ilość zdjęć, dlatego postanowiłyśmy co jakiś czas publikować bonusowy post tylko ze zdjęciami i filmami. Miłego oglądania!!

Delhi- nasz pierwszy spacer
 Przygotowanie soku z trzciny cukrowej.


Delhi- pamiętajmy, że to stolica :)
 Na ciszę i nudę nie da się narzekać... 


Wieczory są nawet przyjemne


Świątynia z zewnątrz


I wewnątrz.


Wierni w świątyni


Najbardziej znany widok.





Tego się nie spodziewałyśmy.
Fort Agra



Należy wykorzystać każdą chwilę.. ważne, że aparat w gotowości :)

Droga do Fatehpur Sikri




Meczet Fatehpur Sikri


Zachód słońca ;)



Indyjskie wiewiórki

i papużki



i knur ;p

Zdjęcia z indyjskimi rodzinami są nieodłącznym elementem podróży po tym kraju.






Chaj- indyjska herbata gotowana na mleku z przyprawami. Pychota!




niedziela, 23 listopada 2014

Pierwsze dni= pierwsze absurdy.

   Witajcie! Dawno nas tutaj nie było, ale całe wakacje pracowałyśmy w Anglii, która bardziej przypominała Pakistan, niż miejsce o którym tyle słyszałyśmy. Wszystko to przez miasto, w którym mieszkałyśmy, czyli Bradford, to tam jest więcej Pakistańczyków i Indusów niż Brytyjczyków z krwi i kości. Za przykład można podać fakt, że istnieje tzw. "biała dzielnica" gdzie mieszkali tylko Anglicy. Zabawne? Nie sądzę. Dla nas- fanek Indii jedyne co było cudowne to sklepy z sari oraz typowymi rzeczami indyjskimi. Nawet Tesco posiadało sporą cześć sklepu przeznaczoną tylko dla artykułów z tamtej części świata. Szybko odkryłyśmy jednak, że Bradford jest w większości zamieszkane przez Pakistańczyków, a więc przez ludność muzułmańską. Nijak się to ma do naszych Indii. Tak czy inaczej poznałyśmy wiele ludzi, którzy trochę odblokowali nam obraz typowego muzułmanina, a nawet zachęcili nieco do odwiedzenia ich ojczyzny. Porozmawiałyśmy z imigrantami z Indii, którzy chętnie opowiadali o swoich rodzinach i bardzo interesowali się naszą wyprawą. Wszystko to składa się na cudowne wspomnienia z całych dwóch miesięcy pobytu w Anglii. Teraz kiedy wróciłyśmy i zaczęłyśmy nowy rok akademicki naszą całą uwagę poświęcamy organizacji nowej wyprawy do Indii "Indie na styku kultur", która ma się odbyć na przełomie lutego i marca. Najwspanialszą wiadomością dla nas jest to, że na początku marca odbywa się Holi, czyli święto polegające na obrzucaniu się kolorowymi proszkami oraz laniu farbowaną wodą. Jest to nasze marzenie, aby znaleźć się w centrum wydarzeń tego święta, a teraz będziemy miały w końcu szansę. O naszej kolejnej wyprawię na pewno jeszcze napiszemy, gdyż tym razem odwiedzimy południe Indii, a więc tę zieloną kwiecistą część, która według niektórych może być nudna ze względu na brak "prawdziwego obrazu" Indii polegającego na biedzie i brudzie. Mimo wszystko ta ziemia także leży w granicach tego państwa a więc jest częścią tego obrazu.

Wróćmy do naszej poprzedniej wyprawy. Skończyłyśmy na tym, że wsiadłyśmy do taxi...

Przez to, że jak już wspomniała Sylwia, wszystko w Indiach jest POSSIBUL gnietliśmy się wszyscy w małym samochodziku. Sylwia siedziała mi na kolanach, ale nie przeszkadzało nam to w podziwianiu wszystkiego co działo się za oknem. Czułyśmy nowe zapachy, bo prawdą jest, że jak wyszłyśmy z lotniska to mnie troszkę zatkało. "Woow, ale tu inaczej pachnie"... Przewodniczący wyprawy na nasze zachwyty wciąż powtarzał, że to co teraz widzimy to nie są Indie, tu jest Nowe Delhi więc jest po prostu odpicowane. Ok, chce zobaczyć wszystko. Nasza podróż trwała akurat tyle, że przestałam czuć stopy a moje nogi znały na pamięć układ kości w siedzeniu Sylwii. Zabraliśmy bagaże, które o dziwo nie zleciały z dachu i poszliśmy do hotelu, który nasz Guru znał już bardzo dobrze.  kręte małe uliczki fascynowały mnie tym bardziej im dalej szliśmy. Dzięki nim omijaliśmy tłumy, które na pierwsze chwile mogłyby nas przerazić. (Taa po lotnisku to chyba już nic mnie nie przestraszy). Uliczki te były ozdabiane obrazkami bogów, a na jednym z nich dojrzałam...
Jezusa. Pytanie było identyczne jak teraz Wasze- o co w ogóle chodzi?
Mieszkańcy Indii są bardzo otwartymi ludźmi. Nie chodzi tutaj tylko o witaniu z otwartymi ramionami, gdy wchodzi się do sklepu, ale o ludzką życzliwość. Oczywiście nie popadajmy w skrajności, że wierzymy wszystkim i każdy co się do nas uśmiechnie na pewno jest cudownym człowiekiem i możemy mu zaufać. Pamiętajcie, że wszędzie znajdzie się ktoś, kto chce Was oszukać i wykorzystać. Bądźmy także uśmiechnięci i pozdrawiajmy ich machnięciem, ale nie kumplujmy się z każdym napotkanym gościem. Ich otwartość można zauważyć na przykład w sposobie w jaki odbierają wiadomość o naszych wierzeniach. Nie pojęte jest dla nich tylko to jak można w nic nie wierzyć. JAK?! Jeżeli na pytanie, kto jest Twoim bogiem odpowiemy, że np. Heniek ze sklepu na Narutowicza to poklepią nas po plecach mówiąc, że to super i chętnie oddadzą mu cześć. 

Wracając do naszej wędrówki.
Na nasze nieszczęście hotel, który miał być naszym domem prze kilka dni był całkowicie zapełniony. Ale spokojnie, to są Indie, tutaj nie ma problemy ze spaniem, bo na przeciwko jest już kolejny hotel... Pokazali nam pokoje- wszystko super, ale nie nie nie możemy pokazać, że nam się tak bardzo podoba bo nie zejdą z ceny. Dlatego też Guru poważnym głosem mówiąc "nie uśmiechajcie się" udawał, że pokazuje nam wszystkie złe strony pokoju. Nieważne. Mamy lokum. 

Czas na pierwszy absurd.

Internet w pokojach- yes.
Ciepła woda- proszę zadzwonić na recepcję, po 15 minutach będzie.
Seriously? Czas spróbować. Dzwonimy.
-Hot water possibul?
-Possibul. 15 minutes.
-Thanks,
Czekamy.. i jest! I tylko w naszym pokoju. Magic! Myjemy się i czas na małe przejście po bazarze oraz jedzenie. Przecież umieramy z głodu. Naszym pierwszym posiłkiem był skromny, mało indyjski filet z kurczaka i frytki oraz do picia sweet lemon soda. Coś genialnego. Jest to sok z limonki i cytryny z wodą gazowaną i słodzikiem lub po prostu cukrem. Orzeźwiające, stawiające na nogi i pyszne! 






Podczas przechadzki po bazarze spróbowaliśmy niezwykłego napoju- soku z trzciny cukrowej. Wygląda nie ciekawie ale smakuje wyśmienicie.


Mijały godziny, a nas dopadało zmęczenie, spowodowane podróżą oraz nowymi doznaniami. To nie był jednak koniec. Na godzinę 22 szliśmy do świątyni Sikhów- Gurudwara Shri Bangla Sahib. Sikhowie są to wyznawcy Sikhizmu, czyli jednej z wielu religii, które możemy znaleźć w Indiach. Można ich łatwo rozpoznać, gdyż to właśnie oni noszą turbany. Tego wieczoru brałyśmy udział w ceremonii kładzenia świętej księgi spać. Jest to rytuał, który powtarzany jest codzienne tak samo jak budzenie księgi. Polega on na zaniesieniu jej do wielkiego ozdobnego łoża, wachlując ją piórami oraz śpiewając rozmaite pieśni. 


Jest to link do naszego kanału na YT, tam znajdziecie m.in filmik z ceremonii.

Pamiętam, że wokół jeziora, tam gdzie na posadzkę wylała woda powstawał lód, a my chodziliśmy na bosaka. Jedyna myśl jaka zaprzątała mi głowę to czy już dzisiaj dostanę gorączki czy od jutra. 

Agra

Kolejny dzień to czas odwiedzenia Agry. To właśnie tam znajduje się piękny i majestatyczny Taj Mahal. Droga była długa i męcząca, tym bardziej, że po drodze mieliśmy niemiłą niespodziankę, czyli śniadanie. Dlaczego jedzenie było niemiłe? A no, w Indiach musimy pamiętać, że każdy chce zarobić i rączka rączkę myje, tak więc nasz kierowca zatrzymał się przy restauracji swojego "kolegi" gdzie po pierwsze było niemiłosiernie drogo, a po drugie kanapki, które dostaliśmy były okropne i gdyby nie ketchup nie dałoby się ich zjeść. To właśnie dzięki tym kanapkom mój brzuch zwariował i Stoperan stał się moim najlepszym przyjacielem. Ale do rzeczy.
Jeżeli oglądacie zdjęcia jednego z cudów świata i uważacie, że to niemożliwe, aby istniał odrzućcie wszystkie negatywy. Tak Taj Mahal istnieje i jest piękny!


Kiedy przeszłam przez bramę i spojrzałam przed siebie nie wiedziałam co zrobić, więc po prostu się patrzyłam. Kiedy chcieliśmy wejść do środka to dostaliśmy torebki na buty, przypominające szpitalne ochraniacze, ale co było ciekawe, tylko biali turyści takowe dostawali. Wszelaka ludność "miejscowa" musiała zdjąć buty. Tak więc wśród bosych stóp weszliśmy do środka. Pustka, która nas przywitała była, aż niepokojąca. Nie ma tam nic innego, tylko grobowiec. Niesamowite. Na zewnątrz, chodziliśmy wokół wśród kwiatów i drzew zaczepiani przez wiewiórki i kolorowe ptaki. Czułam się jak we śnie, bo za każdym razem kiedy się odwróciłam widziałam biały budynek, o którego ujrzeniu marzyłam całe życie.


Kiedy opuściliśmy mury Taj Mahalu podbiegły do nas tłumy dzieci, które za wszelką cenę chciały nam coś wcisnąć. Miłe odmawianie lub ignorowanie po pewnym czasie wchodzi w krew, ale wtedy jeszcze nie potrafiłyśmy sobie z tym poradzić. Na szczęście szybko znaleźliśmy nasze auto i przetransportowaliśmy się do Fortu Agra a następnie do Fatephur Sikri. Z tym miastem wiąże się legenda: otóż kiedy młody Akbar objął władzę chciał wybudować od podstaw nową stolicę w pobliżu Agry. Jak postanowił tak zrobił. Nie wziął jednak pod uwagę faktu, że w pobliżu nie było dostępu do wody pitnej. Tak więc nie wiele lat po założeniu miasta zostało ono opuszczone przez wszystkich mieszkańców, a miasto to zostało miastem-widmem. Należy jednak przyznać, że robi wrażenie. 



Był to nasz ostatni przystanek w Agrze. Nie polecam nikomu zostawać w tym mieści na dłużej, ponieważ można zostać otrutym, aby zostać tam więcej niż chcieliśmy., siedząc na kibelku lub leżąc w łóżku, ale za pokój zapłacicie. Nie jedzcie też w przyhotelowych restauracjach- wiąże się to z tym samym.
Wracaliśmy długo, a nawet za długo bo oczywiście kierowca się zgubił. Mnie jednak nie robiło to większej różnicy, bo mogłam się w końcu wyspać.

M.