piątek, 6 czerwca 2014

ale jak to lecimy do Indii?

Jak to się stało, że znalazłyśmy się w Indiach? Dlaczego? Tak, to pytania, które pojawiają się najczęściej w rozmowach dot. naszej wyprawy. Pomijając, oczywiście pytanie, dlaczego akurat Indie? Ale o tym nie teraz...

Dziś o tym, jak i dlaczego, a także o naszych przygotowaniach do wyprawy życia.

O możliwości wyjazdu do Indii dowiedziałam się na początku października. Powstał pomysł zorganizowania wyprawy studenckiej w ramach działalności SKN Azji Wschodniej i Pacyfiku, w którym obie uczestniczymy, a pomysł "rzucił" nasz opiekun. Hasło było proste: jadę w grudniu do Indii, jeśli zbierze się 3-4 studentów to mogę Was zabrać. Pomyślałam sobie, że nie ma opcji, żeby to się udało, bo termin i koszty odstraszą innych.

I tu wkracza Martyna. Nasz opiekun, (dalej zwany Guru), prowadził u niej na roku zajęcia i opowiadał o planach wyprawy do Indii i oczywiście nie mogła się powstrzymać żeby nie zagadać (chwała jej za to!), odezwała się do mnie i rozpoczęły się poszukiwania kolejnej wymaganej osoby. Wszystko brzmi fajnie i super, ale...

Mamy połowę października, a Guru mówi, że własnie kupił bilet i mamy 2 dni na znalezienie trzeciej osoby, bo inaczej nic z tego! I co tu robić, co tu czynić?!! Jest piątek wieczór, ja jutro do pracy, Martyna szuka... Ale udało się! Znalazła! Siła perswazji chyba tu zadziałała dobrze. A więc jesteśmy trzy: ja, Martyna i Agnieszka. Teraz trzeba kupić bilet...Ta, bilet... Bilet kupiłyśmy po takich przejściach, że już nie wierzyłam- nie tylko ja- że go kupimy. 

Zaczęło się od tego, że nie miałyśmy karty kredytowej, a chciałyśmy kupić bilet przez portal expedia.com, a jest ona do tego wymagana tu .. Chcąc to ominąć i zapłacić przelewem szukałyśmy polskich odpowiedników expedii... Przypominam, ja ciągle w pracy (na planie filmu), a Martyna na imprezie rodzinnej, czyli ja szukam na telefonie, a ona przez pół imprezy przed kompem. Gdy już znalazłyśmy pośrednika, gdzie nie trzeba płacić kartą to... trzeba było podać numer paszportu, a ja paszportu w tej chwili nie miałam :D A więc odpadało. Nawet nie potrafię określić jak wściekła byłam przez całą tą sytuacje. Zdecydowałyśmy, że kupujemy bilety pojedynczo, bo może tak się uda... Ja już obdzwoniłam wszystkich znajomych, ale nikt tej karty nie miał, a może nie tyle karty co odpowiedniego limitu na niej... 

Zrezygnowane i zmęczone całą sytuacją zdecydowałyśmy, że podziałamy następnego dnia, bo i tak już było po północy- nic byśmy nie wymyśliły. Całą noc nie spałam, bo ciągle myślałam o biletach, które mogą w każdym momencie zniknąć, gdyż to była mega promocja. W niedzielę dalej próbowałyśmy. Ja musiałam kupować bilet przez expedie ze względu na brak paszportu. Martyna kupiła bilet dla siebie i Agi na innej stronie. Im się udało! Więc mały sukces, ale ja nadal walczyłam z kartami. Już ostatni strzał z kartą to była moja przyjaciółka, a raczej jej mama. Udało się dzięki jej karcie, mimo iż początkowo i ta karta nie działała. Nie wiem do tej pory dlaczego... Nieważne. Udało się!  Bileciochy kupione! LECIMY. :D

I teraz się zaczęło..bilety kupione na 16 grudnia, mamy ok 16 października, a tu Sylwia nie ma paszportu... Szybko wyrabiałam paszport, później wizyta w stolicy w ambasadzie złożyć wniosek o wizy. Parę spotkań informacyjnych z naszym opiekunem, coby on i my się trochę poznali. Wizyta u dziekana z nadzieją, że dołoży się do naszej wyprawy. W końcu jedziemy w ramach działalności SKN Azji Wschodniej i Pacyfiku. Zrobił to :))

W sumie już po uzyskaniu wizy to szybko poszło, musiałyśmy kupić parę rzeczy, m.in. plecak, kurtkę czy spodnie-haremki. Zrobiłyśmy szczepienia (w Łodzi : szpital Biegańskiego) na WZW A i Dur Brzuszny, na tężec miałyśmy jeszcze aktualną.

W zasadzie to tyle z naszych szalonych przygotowań. Guru mówił, że takie wyjazdy na spontanie są najlepsze, trochę mu nie wierzyłam, ale po wyprawie musiałam to odszczekać. 

S.




2 komentarze: