piątek, 13 czerwca 2014

Rób swoje!!

Każdy człowiek o czymś marzy. Czasami są to marzenia przyziemne, ale niekiedy kołatają się nam po głowie pomysły, które nie ujrzą światła dziennego, bo są nie do przyjęcia. Na pewno wielu z Was chciało zrobić w swoim życiu coś szalonego, ale obawiało się co powiedzą inni. Czasami jednak trzeba iść naprzód nie patrząc na ludzi. Nie. Nie będzie to kolejna pokrzepiająca historyjka, ale kilka wspomnień o tym jak nasi bliscy odebrali wiadomość, że mamy zamiar spełnić swoje największe marzenie i jechać do Indii.

Jak już było wspomniane od dziecka marzyłyśmy o tym by odwiedzić Indie. Moje osobiste zafascynowanie rozpoczął dziadek, który około 25 lat temu pojechał do tego kraju do pracy i spędził tam prawie 2 lata. Od maleńkości więc słuchałam opowieści, oglądałam zdjęcia i coraz bardziej chciałam tam pojechać. Zbierałam pieniądze w nadziei, że może kiedyś... Jednakże za każdym razem kiedy dzieliłam się ze światem moim planem każdy tylko kiwał głową nie wierząc, że mi się uda. Moi rodzice wierzyli we mnie, ale zawsze widzieli to jako plan "na kiedyś". Wielokrotnie myślałam jak miałby wyglądać mój wyjazd. Pierwsze co przychodziło mi na myśl to wycieczka zorganizowana, ale nie miałam jeszcze w kieszeni tyle pieniędzy, dlatego także odkładałam moje marzenia na później. Nikt by się przecież nie spodziewał, że na studiach zdarzy się taka okazja...

Jak już Sylwia ostatnio napisała, opcja wyjazdu spadła na nas jak grom. Jedyne co było w mojej głowie to to, że nie ma takiej możliwości abym nie pojechała do Indii. Dlatego pierwsze co zrobiłam to uzgodniłam najważniejsze sprawy związane z wyjazdem i dopiero wtedy pojechałam do domu, żeby pochwalić się całemu światu co właśnie dzieje się w moim życiu. Jedliśmy właśnie rodzinny obiad kiedy powiedziałam:
-Kochani, mam dla Was bardzo ważną wiadomość
(wszyscy głowy do góry, rodzice kamienne twarze <na bank jest w ciąży>)
-Nie będzie mnie z wami w te święta.
-A bo?
-Jadę do Indii na wyprawę z uczelni.
(uff nie jest w ciąży...)
Jak przyjęli te wiadomość? Myślę, że spodziewałam się większej fety i gratulacji, a tu każdy dalej kończył rosół. Widocznie pomyśleli, ze znowu coś sobie wymyśliłam (Martyna i te jej pomysły). Panika i inne niezadowolenia zaczęły się kiedy kupiłam bilet. Wtedy okazało się, że to nie są wymysły tylko to się dzieję naprawdę. Najmocniej reagowała mama, która nieustannie martwiła się, że coś mi się stanie. Dziadek czuł się chyba trochę winny, bo to wszystko przez niego, ale cieszył się ze wszystkich najbardziej. Czy ktokolwiek mnie zatrzymywał? Nie. Wszyscy przyklaskiwali mi, ale co się nasłuchałam o gwałceniu to moje. Największy problem dla całego otoczenia sprawiał fakt, że nie będzie nas w święta. "Jak możesz wyjeżdżać w tak rodzinne święto?", "Boże Narodzenie jest bardzo ważne, nie powinnaś się nigdzie wybierać", "Jak możesz zostawić swojego chłopaka na Sylwestra?" itd. Proszę Was, jeżeli to był jedyny argument to na prawdę słaby. Święta są co roku, a taka szansa tylko jedna. Wiele osób pytało mnie skąd taki pomysł i dlaczego chce jechać do tego syfu, inni po co to robię. Ci co byli tak uprzejmi i rozpowiadali plotki insynuowali, że nie wiadomo skąd kasa na takie wyjazdy, pewnie jakoś dziwnie zarabia. Przecież nikt nie pomyślał, że może całe życie na to składałam. A jak było u Sylwii? No właśnie... Spodziewała się większego krzyku. Rodzice przyjęli to całkiem nieźle, ale tak jak moi nie dowierzali zanim nie kupiła biletu. Ponieważ byli świadomi, że od wielu lat bardzo chce tam pojechać to skrywali przed nią wszystkie swoje obawy i uśmiechali się promiennie za każdym razem kiedy wspominała o swoim wyjeździe. Najgorzej przyjęły wiadomość babcie Sylwii, które ugruntowały się w przekonaniu, że Boże Narodzenie spędza się w domu. Poza tym tam sami muzułmanie co tylko gwałcą takie młode dziewczyny i po co w ten smród się pchać. Trzeba im wybaczyć fakt, że nie wiedzą nic o Indiach (jak większość ludzi). Jednak w końcu dały za wygraną, ale
do ostatniej chwili okazywały swoje niezadowolenie. 

Nie warto zwracać uwagi na to co wszyscy naokoło Wam mówią. Jeżeli jesteście pewni, że Wasza decyzja jest w pełni słuszna to dlaczego ktoś ma Wam ktoś przeszkodzić? Wiadomo...rodzice chcą dla nas jak najlepiej i opcja długich wyjazdów w różne zakątki świata jest przerażająca. Nie dziwię im się, ale to od nas zależy co będziemy kiedyś wspominać jako najlepsze chwile naszego życia. Tego Wam życzę. Zbierajcie najlepsze wspomnienia :D

M.




1 komentarz:

  1. myśle, że kwestia wyjadzu na święta to duży problem. tak jak droga M napisałaś, przekonać starsze pokolenie ze nie wszyscy muzulmanie to terrorysci, gwałciciele i źli ludzie to nie bylejakie wyzwanie. nie można popadac w paranoje bo "coś złego" równie dobrze moze nam się stać tutaj, w naszych miastach, nie trzeba po to jechać na drugi koniec świata. trochę wiary w ludzi i przede wszystkim we własne marzenia i mozliwości! :)

    OdpowiedzUsuń